Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski
200
BLOG

Wszyscy jesteśmy… Europejczykami?

Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski Polityka Obserwuj notkę 2

Aleksandra Kaniewska*

 

Najpierw martwimy się, czy my i nasze dzieci mamy pracę, pensję pozwalającą na godziwe życie, opiekę medyczną i gwarancję przyszłej emerytury. Dopiero później zastanawiamy się, co dzieje się poza granicami naszych krajów

„To nie jest czas na empatię” – mówi Niemiec zapytany w materiale BBC o swoją wizję Europy. Chodzi mu zapewne o empatię w stosunku do Greków, którzy w zamian za pakiet ratunkowy muszą przyjąć narzucony przez troikę (Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Komisję Europejską i Europejski Bank Centralny) program surowych oszczędności.

Grecy – rozczarowani własnymi politykami, nasilającą się presją ze strony niemieckiej kanclerz Angeli Merkel – w majowych wyborach parlamentarnych zagłosowali przeciwko dalszemu oszczędzaniu. A rządząca koalicja konserwatywnej Nowej Demokracji i socjalistycznego PASOK-u straciła prawie połowę wyborców. Impas może potrwać do czasu nowych wyborów, czyli 17 czerwca. Wcześniej, 31 maja nad przyjęciem traktatu fiskalnego zagłosują w referendum mocno eurosceptyczni Irlandczycy. Europa, kiedyś rozpięta na osi Wschód – Zachód, teraz podzieliła się na solidną Północ i kłopotliwe Południe.

Co z europejską solidarnością? – można więc zapytać. Dlaczego Niemcy nie rozumieją Greków, Francuzi Niemców, Czesi nie rozumieją nikogo, tak jak nikt nie rozumie Brytyjczyków? Czy kryzys w Europie oznacza, że przestaliśmy czuć się Europejczykami? Nie ma już wspólnych wartości, które trzymały nas, spinały ten powojenny projekt wspólnotowy w całość?

Nie ma co ukrywać, że europejska tożsamość jest – jak sama Polska – w budowie. A może bardziej w remoncie? Wspólne dziedzictwo kulturowe, m.in. judaistyczno-chrześcijańskie tradycje, a także wartości związane z demokracją, wolnością i prawami człowieka już nie wystarczą. Pojawiają się pytania o sposób na multikulti, dyscyplinę budżetową, wzrost gospodarczy, odpowiedzialność ekologiczną czy energetykę.

Europa w wersji 2.0 dopiero powstaje. Na razie jest jednak wiele pytań, chociażby o to, co dziś znaczy hasło: „Jestem Europejczykiem”. Poczucie europejskości dla każdego obywatela Unii Europejskiej (nie mylić z mieszkańcem Europy) ma zupełnie inne znaczenie. Dla warszawiaka, łodzianina, ale też i mieszkańców mniejszych polskich miast i wsi, to możliwość swobodnego podróżowania po Europie, studiowania tam, gdzie chcą, podjęcia pracy na terenie prawie całej UE. Jeszcze czym innym jest Europa dla najmłodszych członków Unii – Rumunów i Bułgarów. Dla nich to wciąż european dream na miarę jego amerykańskiego odpowiednika.

Ale już dla Irlandczyków, Brytyjczyków czy Francuzów europejskość jest jak płaszcz, który zakłada się tylko na niektóre oficjalne okazje, a który na co dzień trochę uwiera. Jak mówił niedawno w Warszawie  Lord Wallace, rzecznik Izby Lordów ds. polityki zagranicznej, łatwiej jest być internacjonalistą w czasach prosperity niż kryzysu. Tę introspektywną, pronarodową tendencję widać wyraźnie wśród członków tzw. „starej Europy”. Najpierw martwimy się o to, czy my i nasze dzieci mamy pracę, pensję pozwalającą na godziwe życie, opiekę medyczną i gwarancję przyszłej emerytury. A dopiero później zastanawiamy się, co dzieje się poza granicami naszych krajów.

Wielu komentatorów nastrojów społecznych w Europie stawia mocny znak równości między Europą jako geopolityczną wspólnotą wartości demokratycznych i obywatelskich, a Europą rozumianą jako Unia Europejska, czyli stworzone do konkretnych celów narzędzie współpracy politycznej i gospodarczej. A Unia to przecież ani mityczny, biurokratyczny potwór, ani idylliczna kraina szczęśliwości. To przede wszystkim instytucja. Przynależności do niej nie można rozpatrywać w kategoriach gorącego patriotyzmu i miłości do własnego kraju.

Tę różnicę między „zimnym” przywiązaniem do instytucji unijnych, a pełną emocji przynależnością do wspólnoty jednego narodu czy jednego kraju wyraźnie widać podczas międzynarodowych zawodów sportowych. Wtedy każdy kibic jest Polakiem, Włochem, Grekiem czy Anglikiem. Bo lojalność i przywiązanie do wspólnoty narodowej pozostaną zawsze, rozszerzając się tylko o kolejny, europejski wymiar.

Można pewnie powiedzieć, że w obecnych skomplikowanych i „szybkich” czasach nawet narodowość jest konceptem 2.0, każdy z nas żyje bowiem w takiej sieci kontaktów, nie tylko wewnątrz Europy, ale globalnie, że nie jesteśmy już więźniami lokalizacji geograficznej czy miejsca urodzenia. Mówimy w wielu językach, lubimy muzykę i kuchnię z wielu stron świata, kultywujemy zwyczaje, które nabyliśmy podczas podróży: pijamy angielską herbatę, mocne włoskie espresso czy francuskie wina.

Lingua franca tej wyobrażonej wspólnoty jest język angielski, a jej przestrzenią świat online, zwłaszcza media społecznościowe: Facebook i Twitter. To po angielsku najczęściej komunikują się ze sobą Europejczycy – Polacy z Czechami, Niemcami czy Francuzami – bo obecność w sieci nie jest powiązana z jednym wymiarem języka i kultury, ale z wieloma.

Nie można zapominać, że Europa, do której Polska wchodziła w 2004 roku przy wtórze „Ody do radości”, to już inna Europa. W Hiszpanii aż 75 proc. młodych uważa, że będzie miało gorszą przyszłość od swoich rodziców. Nic dziwnego, skoro połowa młodych Hiszpanów jest dziś bez pracy!

Optymistyczny język wspólnoty zastąpiła pesymistyczna retoryka. Wiele osób, kiedy mówi dziś Europa, myśli: kryzys. Korzystające z otwartej Europy „Pokolenie Erasmusa” zamieniło się w „Pokolenie 1000 euro”. Na ulice wielu europejskich miast wychodzą kolejni  Oburzeni. Ich rodzice cieszyli się wizją dostatniego i spokojnego życia w eurolandzie, oni boją się jutra. Nie wiadomo, jak stworzyć międzygeneracyjny pomost, na którym spotka się doświadczenie starszych i energia młodych. Jak z niezgody społecznej zbudować nową, bardziej sprawiedliwą umowę społeczną.

A co z europejską solidarnością? Jest dziś chyba zaprawiona goryczą. Wiadomo, że zjednoczona Europa nie może sobie pozwolić na rozpad. Nie w świecie rosnących w siłę tygrysów z Azji: Chin, Indii czy Korei. W europejskim projekcie wspólnotowym wciąż wszyscy mamy wspólny interes – i Francuzi, i Niemcy, także Brytyjczycy – zbyt słabi, żeby udawać globalne mocarstwa, i Europa Centralna, region wciąż „na dorobku”, a tym bardziej problematyczne Południe. Musimy tylko znaleźć sposób, żeby znów zacząć mówić jednym językiem.

Znakomity bułgarski politolog, Ivan Krastev, podkreślał niedawno w rozmowie z Instytutem Obywatelskim, że ważnym spoiwem Unii Europejskiej jest Polska, z jej optymizmem i wiarą we wspólnotę, ale też z doświadczeniem transformacji, która nie była przecież łatwa. Dlatego Polacy lepiej niż inni wiedzą, że w grupie siła, że warto być Europejczykiem.

Instytut Obywatelski był partnerem konferencji „Europa 2.0 – nowe otwarcie”, która odbyła się w sobotę 26 maja 2012 r. w Krakowie.

*Aleksandra Kaniewska – ekspertka ds. polityki Wielkiej Brytanii, koordynator projektów w Instytucie Obywatelskim

Tekst opublikowany na: instytutobywatelski.pl

Zajmuje nas: społeczeństwo obywatelskie, demokracja, gospodarka, miasta, energetyka. Nasze motto to "Myślimy by działać, działamy by zmieniać".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka