Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski
245
BLOG

Triumf ekonomii nad społeczeństwem

Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski Polityka Obserwuj notkę 1

Simon Griffiths*

W ciągu ostatniej dekady w Wielkiej Brytanii „konserwatywne aspekty konserwatyzmu” – obrona tradycyjnych wartości, monarchii, rodziny, Kościoła – są daleko bardziej marginalizowane przez aspekty ekonomiczne i neoliberalne – mówi dr Simon Griffiths w rozmowie z Radosławem Szymańskim

Radosław A. Szymański: Lewica i prawica upodabniają się w dwóch kluczowych kwestiach: obyczajowych i ekonomicznych. Na czym polega dziś zasadnicza różnica między lewicą i prawicą w Wielkiej Brytanii?

Dr Simon Griffiths: Faktycznie, w ciągu ostatnich 20 lat można było zaobserwować duże podobieństwo między lewicą a prawicą. Szczególnie od końca zimnej wojny, w związku z wyłonieniem się New Labour, która zapożyczyła wiele ze swojego programu od konserwatystów – oprócz koncepcji wolnego rynku. Na pewno zaszło ujednolicenie sceny politycznej. Interesującą rzeczą z ostatnich 3-4 lat – zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i gdzie indziej – jest ponowne otwieranie się sceny politycznej w odpowiedzi na kryzys gospodarczy.

Kryzys niemalże zmusił główne partie brytyjskie do powrotu do ich tradycyjnych pozycji. Laburzyści wracają do keynesizmu: są niechętni cięciom budżetowym. Chcą też, żeby państwo odgrywało dużą rolę w gospodarce. Konserwatyści, mniej więcej od 2008 r., idą w przeciwnym kierunku i szukają bardziej wolnorynkowych rozwiązań. Bardzo uważają na nadmierne wydatki i deficyt; pokładają wiarę w to, że sektor prywatny sam wyprowadzi nas z kryzysu.

Partie polityczne tradycyjnie były ośrodkami myśli kreującymi własne, mniej lub bardziej koherentne wizje społeczeństwa i państwa. Czy Partii Konserwatywnej udało się zachować rolę znaczącego ośrodka myśli?

W Wielkiej Brytanii nastąpiła zmiana, jeśli chodzi o sposób, w jaki społeczeństwo uczestniczy w polityce. Skończyła się era masowej przynależności partyjnej. W latach 50-tych czy 60-tych ubiegłego wieku znaczna część populacji należała do jakiejś partii. Istniała też mocna korelacja między wyborem partii a przynależnością klasową. Partia Pracy była przede wszystkim partią klasy pracowników przemysłowych. Konserwatyści reprezentowali sektor prywatny.

Interesującym procesem, jaki miał miejsce w Partii Konserwatywnej było to, jak w miarę spadania liczby aktywnych członków – szczególnie w latach 70-tych – znacząco wzrosła rola think tanków. Miały one ogromny wpływ na zmianę kształtu partii. Mieliśmy więc w tamtym okresie dużo prawicowych think tanków współpracujących z Partią Konserwatywną, która wciąż była wtedy partią centroprawicową. Te think tanki były inspirowane doktrynami libertariańskimi, myślicielami takimi jak Hayek czy Milton Friedman. Za pośrednictwem think tanków ich pomysły zostały włączone w główny nurt polityki partii – częściowo pod wpływem Margaret Thatcher, która była ich zwolenniczką. Jednym z głównych celów think tanków było wymyślenie, jak odwrócić część zmian, które dokonały się w Wielkiej Brytanii po 1945 r. wraz z powstaniem państwa opiekuńczego. A zatem państwa – projektu wprowadzonego przez laburzystów, ale akceptowanego wtedy przez konserwatystów.

Wytworzył się wspólny front pomiędzy ludźmi na uniwersytetach, w think tankach i polityce, który znacząco wpłynął na powojenną historię Wielkiej Brytanii. Front pod przewodnictwem Margaret Thatcher – od 1975 r. stojącej na czele konserwatystów, od 1979 r. na czele państwa. Partia zaczęła wówczas mocno korzystać z pomysłów radykalnych, prawicowych intelektualistów.

Wydaje się, że to lewica jest tradycyjnie silniejsza ideologicznie i bardziej zwarta intelektualnie.

Lewica w Wielkiej Brytanii przeszła kryzys w latach 80-tych, poniekąd jako skutek sukcesów thatcheryzmu. Jedną z dróg, którą laburzyści chcieli wrócić do władzy, był postulat modernizacji. W efekcie okazał się on sukcesem; za jego pomocą Tony Blair przesunął Partię Pracy z powrotem do centrum. Aby jakoś usprawiedliwić ten zwrot, zaczęły pojawiać się lewicowe think tanki, które próbowały naśladować sukces prawicowych ośrodków z lat 70-tych. Wtedy to na prawicy mieliśmy do czynienia z instytucjami typu Centre for Policy Studies, The Institute of Economic Affairs – oba związane z Thatcher. W latach 90-tych z kolei pojawiły się IPPR (Institute for Public Policy Research) i Demos – a także mniej znaczący Social Market Foundation. Wszystkie one pracowały nad uzasadnieniem centrystycznej czy centrolewicowej polityki, którą prowadziła Partia Pracy.

Aż do lat 80-tych brytyjska lewica była inspirowana przez raczej eklektyczną grupę ludzi: marksistów, współczesnych „socjalistów etycznych” à la George Orwell czy E.P. Thompson. W latach 90-tych podjęto próbę stworzenia lewicowych argumentów czy też zaadaptowania starych do współczesności – to było zadaniem think tanków. W istocie było to jednak powtórzenie tego, co robiły wcześniej think tanki prawicowe.

Jakie są główne idee, które konserwatyści brytyjscy próbują realizować? Czy sprowadzają się one do często przytaczanego programu „Big Society”?

Mamy teraz prawdziwą debatę o tym, jak należy interpretować to, co próbuje robić rząd Camerona. Gdy Cameron został wybrany na szefa konserwatystów w 2005 r., zdawał się odrzucać wiele z thatcherystowskiego dorobku i przesuwać partię w stronę centrum. Jako intelektualistę – przynajmniej przed 2008 r., czyli przed kryzysem gospodarczym – ludzie kojarzyli Camerona z tzw. konserwatyzmem „one nation”, bardzo centrystycznym odłamem powiązanym z Disraelim, premierem w XIX wieku i MacMillanem, premierem połowy XX wieku. Są to przykłady konserwatywnych myślicieli, którzy mieli centrystyczne poglądy i twierdzili, że państwo ma znaczącą rolę do odegrania przy budowie ładu społecznego. Cameron zdawał się być częścią tego odłamu.

Natomiast od czasu kryzysu gospodarczego ludzie są wobec tego coraz bardziej sceptyczni – łatwiej widzieć teraz Camerona w thatcherystowskim świetle. Tak jak wspomniałem wcześniej, kryzys ekonomiczny zepchnął obie partie na pozycje bardziej tradycyjne w kwestiach gospodarczych. Reakcja Partii Konserwatywnej na kryzys polegała na obraniu polityki, która pokazała jej sceptycyzm w odniesieniu do możliwości, jakie ma państwo w promowaniu ładu społecznego. Polityka zagraniczna Camerona również wydaje się być mocno związana z podejściem Thatcher.

„Big Society” – pomimo radykalnie innej retoryki – jest raczej podobne do ideologii wyznawanej przez Margaret Thatcher w latach 80-tych. Thatcher powiedziała kiedyś, że nie ma takiej rzeczy jak społeczeństwo. Ten często przytaczany cytat oczywiście nie oddaje sprawiedliwie jej pozycji w tej kwestii, która była dużo bardziej złożona. Jednak Cameron i jego współpracownicy mówią o „Big Society” właśnie po to, by odróżnić współczesny konserwatyzm od thatcheryzmu. Zarówno Cameron, jak i Thatcher zgodziliby się z tym, że aby społeczeństwo dobrze prosperowało, aby mogło wykształcić się społeczeństwo obywatelskie – państwo musi ograniczać swoją ingerencję w życie ludzi. To próbuje teraz robić Cameron. Państwo ma się wycofać z pewnych dziedzin życia. Wolontariat – trzeci sektor – ma przejąć wiele zadań obecnie wypełnianych przez państwo.

Jestem sceptyczny wobec tych propozycji, podobnie jak wielu reprezentantów trzeciego sektora w Wielkiej Brytanii. Staje się coraz bardziej oczywiste, że gdy tylko państwo się wycofa, nie pójdzie za tym dodatkowe wsparcie dla wolontariatu, którego ten potrzebuje, by być w stanie wypełniać nałożone nań zadania. Mamy teraz na przykład dyskusję o bibliotekach i o tym, czy mogą być one prowadzone w większości przez wolontariuszy. Coraz lepiej widać, że aby były one zarządzane efektywnie, muszą zatrudniać profesjonalnych, płatnych pracowników.

Stosunek, jaki zachodzi pomiędzy usługami publicznymi a sektorem wolontariackim, jest dużo bardziej skomplikowany. Współpracownicy Camerona są już gotowi przyznać, że konieczna jest jakaś ingerencja państwa, by tworzyć trzeci sektor: inspirować ludzi i nimi efektywnie zarządzać. Mamy tu więc do czynienia z dosyć skomplikowaną sytuacją, a ja nie jestem przekonany, czy obecna polityka Camerona bierze to pod uwagę.

Czy współczesny konserwatyzm brytyjski jest więc raczej ruchem reakcyjnym czy progresywnym? Postuluje powrót do mitycznej, przed-państwowej harmonii lokalnych wspólnot czy szuka innego projektu będącego alternatywą wobec projektów lewicowych?

U Margaret Thatcher widać było elementy reakcyjne w latach 80-tych. Jeden z socjologów nazwał ją nawet „regresywną modernizatorką”. Chciała modernizować kraj, wracając do okresu sprzed II czy nawet I Wojny Światowej. Później państwo zaczęło mocno angażować się w życie ludzi. Thatcher była zdania, że stanowiło to prawdziwą przeszkodę dla rozwoju Wielkiej Brytanii.

Postawa Camerona jest nieco bardziej złożona. Nie sądzę, że jego marzeniem jest odwrócić bieg czasu, tak jak chciała tego Thatcher. Jest też od niej zdecydowanie bardziej liberalny, jeśli chodzi o kwestie obyczajowe i społeczne. Częściowo dlatego, że społeczeństwo brytyjskie się zmieniło. Cameron mówi teraz na przykład o legalizacji związków osób homoseksualnych i o ich prawach w sposób, w jaki Thatcher nigdy by nie powiedziała. Cameron obyczajowo jest liberalny. Ekonomicznie zaś, twierdziłbym, dosyć daleko na prawo. Jest przy tym mocno sceptyczny wobec modelu rozrośniętego państwa („Big State Society”), który obowiązywał przez ostatnie 20-30 lat.

Konserwatyści zawsze należeli do zwolenników suwerennego państwa. Jak współcześni konserwatyści radzą sobie z ryzykiem związanym z deregulacją i oddawaniem władzy w ręce podmiotów niepublicznych?

Na pewno mamy w brytyjskim konserwatyzmie silny element nacjonalistyczny i widać to na przykład w sceptycznej postawie konserwatystów względem Unii Europejskiej. Zaryzykowałbym przypuszczenie, że gdyby nie obowiązywała dyscyplina partyjna, większość konserwatywnych posłów głosowałaby za wyjściem z Unii, w jakiejś formie.

Gdzie indziej w Europie, na przykład w Niemczech, konserwatyzm czy też chrześcijańska demokracja – łączy elementy nacjonalizmu z elementami państwa opiekuńczego. W Wielkiej Brytanii jest to trochę bardziej skomplikowane. Dla brytyjskich konserwatystów w okresie zaraz po wojnie naturalne było połączenie argumentów nacjonalistycznych z akceptacją silnego państwa opiekuńczego. To połączenie się rozsypało w latach 70-tych, gdy Wielka Brytania podupadła, przeszła przez kryzys ekonomiczny. Wtedy zaczęto powątpiewać w to, że można sobie pozwolić na podtrzymywanie silnego, powszechnego państwa opiekuńczego.

Andrew Gamble, najlepszy pisarz zajmujący się konserwatyzmem, zatytułował jedną ze swoich książek „Wolna ekonomia i silne państwo”. Była to książka o thatcheryzmie. Sądzę, że to dobrze podsumowuje dwie strony polityki Margaret Thatcher. Państwo było silne zarówno od wewnątrz – w kwestii prawa i porządku – jak z zewnątrz – było bowiem zdolne do interwencji (Falklandy, Irak).

Czy globalizacja i związane z nią problemy nie sprawiają, że wolny, zderegulowany rynek podważa suwerenność? I, co za tym idzie, model „wolny rynek i silne państwo” jest dziś nie do utrzymania?

Tak, z pewnością. Można tu przywołać Johna Graya, który zaczynając w latach 70-tych jako konserwatywny pisarz i badacz, wspierał kombinację wolnego rynku i tradycyjnych wartości oraz instytucji. W latach 90-tych zmienił zdanie: zaczął dowodzić, że to właśnie przystanie na globalny wolny rynek stanowi największe zagrożenie dla tradycyjnych wartości, które konserwatyści starali się zachować. Wolny rynek podważa Kościół, rodzinę i inne tradycyjne, konserwatywne instytucje. Na pewno istnieje napięcie pomiędzy tymi dwoma skrzydłami konserwatyzmu, które stanowi coraz większy problem.

W ciągu ostatniej dekady w Wielkiej Brytanii „konserwatywne aspekty konserwatyzmu” – obrona tradycyjnych wartości, monarchii, rodziny, Kościoła Anglii – są daleko bardziej marginalizowane przez aspekty ekonomiczne i neoliberalne. Ten rodzaj ekonomicznego liberalizmu, pochodzący od Lorda Friedmana i Hayeka, przeważa dziś w Partii Konserwatywnej nad konserwatyzmem społecznym, który jest częścią brytyjskiej tradycji politycznej. W kwestii napięcia między priorytetami, ekonomiczne elementy konserwatyzmu zdecydowanie triumfują nad tymi społecznymi.

*Dr Simon Griffiths – wykłada w Goldsmith College (Uniwersytet Londyński); pracownik naukowy w Centrum Ideologii Politycznych na Uniwersytecie Oksfordzkim. Dawniej związany z British Academy i think tankiem Social Market Foundation.

Tekst opublikowany na: instytutobywatelski.pl

Zajmuje nas: społeczeństwo obywatelskie, demokracja, gospodarka, miasta, energetyka. Nasze motto to "Myślimy by działać, działamy by zmieniać".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka