Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski
1014
BLOG

Majstersztyk Obamy

Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski Polityka Obserwuj notkę 4

Kazimierz Bem*

Marlborough, 31 grudnia 2012

Od dobrych kilku tygodni w USA i na świecie mówi się o „fiskalnej przepaści“ (Fiscal cliff), w którą Stany Zjednoczone mają się stoczyć, najprawdopodobniej w ciągu następnych 24 godzin. Są to jednak dyskusje mocno przesadzone. Przy okazji prezydent Obama pokazał klasę politycznego gracza.

Otóż z dniem 1 stycznia 2013 roku na system podatków i wydatków USA nałożą się dwie sprawy. Po pierwsze, cięcia podatkowe zapoczątkowane przez George’a Busha. To one (przy okazji dwóch wojen) wpędziły USA w spiralę zadłużenia i były przedłużane co roku. Ostatnim razem Kongres i prezydent Obama zgodzili się na ich przedłużenie rok temu.

Dlaczego wszyscy byli za?

Republikanie byli pewni wygranej Romneya i przedłużania ich w nieskończoność. Demokraci zaś, gdyż dawały one pewną ulgę najuboższym i klasie średniej – choć ich głównymi beneficjentami i tak byli milionerzy. Po drugie wreszcie, wcześniej w 2012 roku demokraci i republikanie sami ukręcili na siebie bicz. Postanowili mianowicie, że jeśli do 2013 nie ustalą wspólnego planu redukcji długu publicznego, od 1 stycznia wejdą w życie drakońskie cięcia w opiece społecznej (pupil demokratów) i poprzez zamrożenie wzrostu wydatków na armię i zbrojenia (święta krowa republikanów). Owe drakońskie cięcia są tak nieracjonalne, że wydawało się, iż ich perspektywa skłoni obie strony do kompromisu. Nadzieje okazały się płonne.

Przez ostatnie dwa miesiące republikanie podbijali piłeczkę. Początkowo Obama proponował przedłużenie obniżki podatków, ale tylko dla zarabiających mniej niż 250 tys. dolarów. Gdy republikanie chcieli więcej, demokraci zgodzili się na podniesienie progu do 400 tys. dolarów. Ale wtedy lider republikanów John Boehner zaproponował, by próg ten wynosił… milion dolarów. Tak oto republikanie wyszli na lobbystów milionerów – to ich pierwsza gafa.

Zaraz potem okazało się, że na kompromis Boehnera i Obamy… nie poszli republikanie w Izbie Reprezentantów: żądali odmrożenia wydatków na armię, drakońskich cięć w opiece społecznej i przedłużenia obniżek podatków dla milionerów. Naturalnie prezydent Obama i demokraci to odrzucili. Tym samym jednak skompromitował się i Boehner, i republikanie – pokazują to badania, które winą za obecny bałagan obciążają właśnie ich, a nie Obamę. W tym samym czasie, gdy w dyskusji o budżecie nie robili nic, po raz kolejny przegłosowali zupełnie bezużyteczną ustawę o zniesieniu Obamacare.

Po porażce w Izbie Obama przystąpił do ofensywy i zażądał: albo republikanie cokolwiek uchwalą w Izbie, albo Senat przystąpi do głosowania nad jego projektem obniżki podatków dla zarabiających mniej niż 250 tys. dolarów i drobnych cięć w wydatkach. Przez cały weekend trwały negocjacje między demokratyczną większością w Senacie, a republikanami. W sobotę wieczorem poinformowano, iż nie udało się uchwalić nic, co by miało być przegłosowane zarówno przez demokratyczny Senat, jak i republikańską Izbę.

I co dalej? Czy stoczymy się w przepaść?

Odpowiedź jest prosta. Nie. Obama zapewne przedstawi – 3 albo 4 stycznia – ustawę, która obniży podatki dla tych zarabiających mniej niż 250 tys. dolarów rocznie. Podatki dla zarabiających powyżej tej kwoty automatycznie wrócą do stawek z czasów Billa Clintona. Tym samym bez formalnego podnoszenia podatków, Obama wymusił na republikanach ich własnymi rękoma podniesienie ich dla najbogatszych. Trudno sobie wyobrazić, by teraz republikanie uzależnili obniżkę dla klasy średniej od jednoczesnego obniżenia ich dla najbogatszych – temu sprzeciwia się większość Amerykanów. Tak więc prędzej czy później republikanie będą musieli zagłosować za ustawą na warunkach Obamy, nie ugrawszy nic albo zupełnie pogrążyć się w oczach opinii publicznej.

Ponadto republikanie w Sylwestra o północy stracą ważną kartę przetargową: dotychczas uzależniali zgodę na przedłużenie ulg od poważnych cięć w wydatkach. Teraz tej karty mieć nie będą. Obama będzie więc mógł wrócić do punktu wyjścia: zaproponować dolara w cięciach wydatków za dolara dodatkowych dochodów w podatkach (chodzi o zamknięcie ogromnych luk podatkowych w USA, dzięki czemu np. żona Romneya mogła wpisać „w koszta“ nabycie konia wyścigowego). Dotychczas republikanie nie chcieli o tym słyszeć, ale teraz nie będą mieli wyboru. Chyba, że chcą wepchnąć USA w recesję, właśnie w chwili, gdy gospodarka zaczyna odżywać.

Ostatnie dwa miesiące nie były zbyt produktywne, gdy chodzi o działalność legislacyjną – obecny Kongres jest najbardziej leniwym od ponad 50 lat. Ale pokazały one klasę Obamy jako polityka i gracza. Zachowując godność i opanowanie obnażył przed Amerykanami zacietrzewienie republikanów i ich absolutną niezdolność pójścia na kompromis. Nawet za cenę wepchnięcia Ameryki w kolejną recesję! Co bardziej światli republikanie powoli zaczynają się opamiętywać.

Lecz w tej rundzie, podobnie jak i w poprzedniej, to Obama okazał się zwycięzcą.

*Kazimierz Bem - prawnik, pastor kalwiński, absolwent Uniwersytetu Yale, współpracownik Instytutu Obywatelskiego. Mieszka w USA

Tekst opublikowany na: instytutobywatelski.pl

Zajmuje nas: społeczeństwo obywatelskie, demokracja, gospodarka, miasta, energetyka. Nasze motto to "Myślimy by działać, działamy by zmieniać".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka