Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski
853
BLOG

Polityka zagraniczna Ankary do rewizji

Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski Polityka Obserwuj notkę 6

Paulina Biernacka*

Po 10 latach snów o mocarstwowej potędze, Turcja znalazła swoje miejsce w szeregu i wraca do dawnych sojuszy. Bo tylko ci, od których się niegdyś odwróciła, mogą ją uratować przed losem sąsiedniej Syrii, pogrążonej w wojnie domowej

46 osób zginęło, a kolejnych sto zostało ciężko rannych w wyniku wybuchu samochodów-pułapek w tureckiej miejscowości niedaleko granicy z Syrią. Do zamachu doszło kilka dni po tym, jak premier Turcji Tayyip Erdogan ostro skrytykował syryjski reżim Baszara Assada za użycie broni chemicznej oraz przekroczenie „czerwonej linii”, ustanowionej przez prezydenta USA Baracka Obamę.

Nie były to pierwsze ataki na terytorium tureckim powiązane z wojną domową w Syrii. Turcja jest jednym z państw najdotkliwiej doświadczanych przez syryjskie walki. Od ich początku przedostało się z Syrii do tego kraju trzysta tysięcy uchodźców. Natomiast w ubiegłym roku reżim Assada strącił turecki samolot wojskowy. Zamachy z Reyhanli są więc kolejną odsłoną konfliktu rozprzestrzeniającego się na terytorium tureckie. Tym razem jednak istnieje obawa, że krwawe wydarzenia wpłyną na relacje Turków z uchodźcami syryjskimi. Minister spraw wewnętrznych Turcji Muammer Gulel oskarżył Damaszek o zorganizowanie zamachu w celu wzniecenia konfliktu między tymi grupami.

Kłopoty z Syrią przyprawiają Erdogana o ból głowy, gdyż za każdym razem potwierdzają, jak poważną porażką była reorientacja polityki zagranicznej, której dekadę temu dokonały obecne władze Turcji. Obecna problemy zmuszą premiera do kolejnej zmiany polityki zagranicznej kraju i porzucenia tzw. doktryny strategicznej głębi, którą premier Turcji bezskutecznie próbował wcielać w życie przez wszystkie lata swych rządów.

AKP – kurs na Bliski Wschód

Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), mająca korzenie ideologiczne w islamizmie, doszła do władzy w Turcji w 2002 roku. Od marca 2003 roku państwem rządzi niepodzielnie Recep Tayyip Erdogan, zaś projektantem polityki zagranicznej tego państwa jest szef MSZ Ahmet Davutoglu. Dokładnie opisał on doktrynę strategicznej głębi w książce o tym samym tytule. Zgodnie z tą koncepcją, geograficzna lokalizacja oraz historyczne i kulturalne powiązania z sąsiadami nadają Turcji strategiczną głębię i uprawniają ją do pełnienia roli centralnej siły w regionie.

Erdogan i Davutoglu postanowili porzucić utrzymywany od lat prozachodni kurs Turcji, który, zgodnie z polityką wprowadzoną przez założyciela nowoczesnego państwa tureckiego Mustafę Kemala Paszę, nakazywał temu państwu trzymać się z daleka od skorumpowanych, autorytarnych i słabo rozwiniętych państw Bliskiego Wschodu.

Doktryna strategicznej głębi głosi potrzebę naprawienia relacji Turcji z państwami ościennymi, zgodnie z zasadą „zero problemów z sąsiadami”. Ostatnie dziesięć lat Erdogan spędził więc na poprawianiu stosunków z Syrią i Iranem, historycznym rywalem Turcji. Chcąc zaś wzmocnić swoją pozycję w świecie arabskim, został adwokatem Palestyńczyków. Bratając się z przywódcami Hezbollahu i Hamasu, Erdogan przekroczył jednak Rubikon. Turcja stała się bowiem jedynym państwem NATO, które utrzymuje relacje z ugrupowaniami uznawanymi przez pozostałych członków sojuszu za terrorystyczne.

Taki kurs oznaczał pogorszenie relacji z państwem żydowskim, dotychczas strategicznym partnerem Turcji. Osłabły również powiązania Ankary z Waszyngtonem, czego wyrazem była w 2003 roku niezgoda Turków na otwarcie przez Amerykanów północnego frontu walk z Irakiem z terytorium Turcji. Apogeum kryzysu w relacjach z Izraelem był tzw. incydent Mavi Marmara w 2010 roku, gdy z rąk izraelskich żołnierzy zginęło dziewięciu tureckich aktywistów. Od tamtej pory Turcja stosunki dyplomatyczne Turcji z państwem żydowskim są zawieszone.

Arabska Wiosna nie dla Erdogana

Rewolucje w państwach arabskich, które przetoczyły się przez cały Bliski Wschód, a w szczególności wojna domowa w Syrii, doprowadziły do całkowitego zniszczenia planów mocarstwowych Erdogana. Ujawniły bowiem kres możliwości Turcji oraz podatność tego państwa na zagrożenia wiążące się z powstaniami. Popieranie przez Erdogana rebeliantów syryjskich walczących z Assadem doprowadziło do pogorszenia relacji Ankary z Teheranem.

Amerykanie i Izraelczycy zlekceważyli propozycje Turcji, która chciała pełnić rolę głównego mediatora w konflikcie Izraela z Hamasem w listopadzie ubiegłego roku. Tym samym dali Erdoganowi lekcję pokory i ośmieszyli jego ambicje.

Co więcej, powtarzające się przygraniczne incydenty, podobne do tego z Reyhanli, pokazują, że Turcja nie radzi sobie z zagrożeniami ze strony syryjskiej. I że przez to jest zmuszona do powrotu do swego starego sojusznika – Izraela. Bo tylko we współpracy z nim będzie mogła stawić czoło upadającemu reżimowi Assada.

Erdogan zdaje sobie sprawę ze swej porażki, a wznowienie relacji z Izraelem będzie bardzo gorzką pigułką do przełknięcia dla Ankary. Dlatego robi, co może, aby jego wizerunek nie ucierpiał jeszcze bardziej. W marcu starał się przedstawiać siebie jako głównego mediatora w negocjacjach z Hamasem. Zaproponował Palestyńczykom swoje usługi, dzięki którym Hamas i Fatah miałyby się pogodzić. Tyle że ani władze Autonomii Palestyńskiej, ani administracja Obamy, ani tym bardziej rząd Egiptu, postrzegającego Strefę Gazy jako pole swoich wpływów, nie są zainteresowane mediacjami tureckimi.

Szukając sojuszników przeciw Assadowi

Wydaje się więc, że jedyną drogą do skuteczności Turcji na arenie bliskowschodniej jest jej powrót do regionalnego realizmu i porzucenie marzeń o mocarstwowości. Przyjęcie przez Erdogana przeprosin izraelskich za incydent Mavi Marmara i wznowienie relacji z Jerozolimą mogą być znakiem, że Turcja chce powrotu do swoich dawnych sojuszy.

Silne potępienie Assada za użycie broni chemicznej, które mogło być jednym z powodów zorganizowania zamachu w Reyhanli, stanowi natomiast dowód na to, że nawołująca do interwencji międzynarodowej w Syrii Turcja oczekuje pomocy. Pewnym jest bowiem, że podobne zamachy będą się powtarzały, a Ankara nie pójdzie w pojedynkę na wojnę z Damaszkiem.

Sprzymierzeńcami Turków nie mogą być jednak państwa i ugrupowania, z którymi Erdogan próbował naprawiać relacje przez ostatnie dziesięć lat. Pomoc może nadejść jedynie ze strony tych, których doktryna głębi strategicznej za sojuszników nie uznawała.

*Paulina Biernacka – wykładowca Collegium Civitas, doktorantka Instytutu Studiów Politycznych PAN

Tekst opubikowany na: instytutobywatelski.pl

Zajmuje nas: społeczeństwo obywatelskie, demokracja, gospodarka, miasta, energetyka. Nasze motto to "Myślimy by działać, działamy by zmieniać".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka