Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski
160
BLOG

Nowe filary rynku pracy

Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski Gospodarka Obserwuj notkę 1

Maciej Duszczyk*

Jak uleczyć polski rynek pracy? Wprowadzając np. czasowe gwarancje Funduszu Pracy dla składek na ubezpieczenie i pensji, premiując pracodawców ślących oferty do pośredniaków, oddzielając edukację od nauki samodzielności na rynku pracy i powstrzymując emigrację gwarancjami zatrudnienia w kraju

Czy obecną politykę rynku pracy da się utrzymać? To pytanie retoryczne, bo odpowiedź na nie jest prosta i dobitna: nie da się. Dostrzegło to również Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, które zaproponowało wiele potrzebnych zmian w istniejących regulacjach. Szkoda jednak, że nie zaproponowało nowego aktu prawnego regulującego politykę rynku pracy i ograniczyło się do próby nowelizacji obecnej ustawy.

Nie będę się jednak odnosił do propozycji ministerstwa. W zamian proponuję cztery filary zmian, które w mojej opinii mogłyby wpłynąć pozytywnie na polski rynek pracy. W uproszczeniu pakiet ten nazywam „bezpieczna elastyczność” lub „elastyczność z bezpieczeństwem”. Zacznijmy od umów regulujących zatrudnienie pracowników.

Umowy przede wszystkim!

Ostatni raport Państwowej Inspekcji Pracy dotyczący legalności zatrudnienia oraz przestrzegania przepisów w zakresie wynagradzania za pracę nie pozostawia wątpliwości. W ostatnim roku zdecydowanie wzrosła liczba umów cywilnoprawnych zawieranych w sytuacjach charakterystycznych dla stosunku pracy.

Pracodawcy twierdzą, że w obliczu niepewnej sytuacji gospodarczej nie decydują się na podpisywanie umów o pracę, ponieważ w razie spadku zamówień nie będą mogli udźwignąć kosztów wypłaty wynagrodzeń i składek. Na pewno sytuacje takie mają miejsce i trudno winić przedsiębiorców za to, że bronią się przed bankructwem. Coraz powszechniejsze są jednak przypadki, gdy pracodawcy wykorzystują trudną sytuację i wymuszają na pracownikach zmianę formy zatrudnienia, choć nie ma do tego przesłanek. Tego nie można tolerować. Takie praktyki trzeba bezwzględnie zwalczać!

Jakie może być wyjście z sytuacji? Z jednej strony konieczne jest ograniczenie ryzyka i kosztów zawierania umów o pracę, z drugiej – zmniejszenie atrakcyjności umów cywilnoprawnych. Te formy zatrudnienia muszą „zbliżyć się” do siebie.

Konieczny jest też jeszcze jeden krok o kluczowym znaczeniu dla młodzieży, która jest obecnie w najgorszej sytuacji na rynku pracy. Proponuję tak zmienić prawo, aby z posiadającego duże nadwyżki Funduszu Pracy można było finansować składki na ubezpieczenie społeczne oraz gwarantować wypłatę wynagrodzenia (np. przez miesiąc) w przypadku zerwania umowy przez pracodawcę. W takiej sytuacji państwo stałoby się niejako gwarantem stabilności i opłacalności zawierania umów. Oznaczałoby to, że koszty zatrudnienia pracownika byłyby dla pracodawcy takie jak w przypadku umowy cywilnoprawnej, natomiast ochrona pracownika – prawie taka, jaka jest przy umowie o pracę. Byłaby to nowa forma zatrudnienia.

Oczywiście, jest to rozwiązanie doraźne, które mogłoby być stosowane w wyjątkowych sytuacjach i pewnie przez z góry określony czas. Trudno jednak uznać, że obecna sytuacja nie jest wyjątkowa i nie wymaga reakcji państwa. Kwestie szczegółowe są do dyskusji.

Realne pośrednictwo

Badania dotyczące pośrednictwa pracy pokazują, że tylko ok. 20 proc. ofert zatrudnienia trafia do urzędów pracy, gdzie są rejestrowani bezrobotni i poszukujący pracy. Większość ekspertów jest zdania, że tego nie da się zmienić, ponieważ pracodawcy nie mają zaufania do pracowników urzędów pracy – i na odwrót. Jeżeli to prawda, należy rozwiązać urzędy pracy i przenieść ich zadania do innych instytucji.

Ja jednak po planowanej reformie urzędów pracy proponowałbym wprowadzić „nagrody” dla pracodawców zgłaszających oferty zatrudnienia do tych urzędów. Mógłby to być np. warunek konieczny przy startowaniu w przetargach na inwestycje realizowane z pieniędzy publicznych czy środków strukturalnych UE. Trzeba tylko wypracować model takiego zgłaszania.

Jednocześnie urzędnicy powinni być nagradzani za znalezienie pracownika (niekoniecznie bezrobotnego zarejestrowanego w urzędzie) spełniającego wymogi pracodawcy. Nie ma bowiem  bardziej skutecznego środka motywującego niż pieniądze. Tylko wtedy mur wzajemnej nieufności może zostać zburzony.

Konieczne jest również odciążenie pracowników urzędów pracy, uwolnienie ich od niektórych zadań. Kwestię przywracania do zatrudnienia osób, które nie są z różnych powodów gotowe do jego podjęcia, delegowałbym do wyspecjalizowanych podmiotów niepublicznych: organizacji pozarządowych czy firm prywatnych. Realizowałyby one pewnego rodzaju usługę publiczną z zakresu pracy socjalnej. Powinny być za to bardzo dobrze wynagradzane, ale dopiero po wykazaniu się efektami, czyli po doprowadzeniu danej osoby do zatrudnienia.

Inwestycje w kapitał ludzki

Raporty i analizy obrazujące proces wchodzenia młodzieży na rynek pracy zaczynają i kończą się zwykle tym samym wnioskiem: systemy edukacji (w tym kształcenie ustawiczne) i szkolnictwa wyższego nie są przygotowane do potrzeb rynku pracy.

A muszą być? Moim zdaniem nie da się tego zrobić: edukacja to jedno, a rynek pracy to drugie. Jeżeli zaczniemy od szkół i uczelni bezkrytycznie wymagać dostosowania się do potrzeb rynku pracy, to nie będziemy mieć ani dobrej edukacji (jak często trzeba by zmieniać programy szkolne, aby odpowiadać na cykle koniunkturalne na rynku pracy?), ani przygotowanych kadr. Rzecz jasna, wniosek ten nie dotyczy szkolnictwa zawodowego.

Wyjściem jest stworzenie linii demarkacyjnej. Trzeba zdefiniować na nowo, co to jest edukacja, a co rynek pracy. W takim modelu system kształcenia składałby się z dwóch części: edukacji oraz nabywania praktycznych umiejętności poruszania się na rynku pracy. Mógłbym np. wyobrazić sobie sytuację, w której ostatni rok (ewentualnie ostatni semestr) studiów byłby już czasem wchodzenia na rynek pracy, a nie okresem zdobywania wykształcenia (chociaż system kształcenia jeszcze by go obejmował). Byłaby to forma „wspomaganego” i płynnego wchodzenia na rynek pracy.

Także w przypadku szkół średnich możliwe jest takie zaprogramowanie czasu, aby jasno oddzielić uzyskiwanie wiedzy humanistycznej (potrzebnej każdemu, w odróżnieniu od specjalistycznej wiedzy zawodowej) od zdobywania praktyki w zakresie wchodzenia na rynek pracy.

Emigracja i migracje powrotne

Niestety, nasze prognozy dotyczące zmniejszenia emigracji oraz migracji powrotnych okazały się zbyt optymistyczne. Sam byłem zwolennikiem tezy, że szybki wzrost gospodarczy i względnie niskie bezrobocie doprowadzą do zmniejszenia się liczby Polaków przebywających na emigracji. Chociaż liczby podawane są przez media są kilkukrotnie zawyżane, to jednak trzeba sobie jasno powiedzieć, że emigracje, mimo że ograniczone, nie zostały zahamowane. A migracji powrotnych jest o wiele mniej, niż myśleliśmy. Z ostatnich danych GUS (spis powszechny i szacunki emigracji) wynika, że liczba Polaków przebywających za granicą od wejścia do UE zwiększyła się o ok. 1,1 mln. I od pewnego czasu nie spada. Oznacza to, że nawet jeżeli mamy do czynienia z powrotami, to i tak są one równoważone przez nowe wyjazdy.

Dlatego czas na zmianę. Wprowadzenie opisanych wcześniej trzech zasad spowodowałoby „zakotwiczenie się” Polaków na polskim rynku pracy, a więc zdecydowane ograniczenie głównego powodu emigracji wielu z nich. A tym powodem jest niestabilna sytuacja na rynku pracy. Zagwarantowanie choćby czasowego zatrudnienia, ale z nadzieją na uzyskanie stabilnej pracy, powinno zmniejszyć liczbę nowych wyjazdów.

W przypadku migracji powrotnych –  choć przez długi czas byłem tego przeciwnikiem – rozważyłbym przyznawanie tak zwanych „pakietów powrotnych”. Gwarancją nienadużywania tego instrumentu mogłoby być uprawnienie do korzystania z niego np. rodzin z dziećmi, które urodziły się za granicą.

Co wchodziłoby w zakres takiego pakietu? To już dyskusja szczegółowa. Można do niej wrócić, gdyby sama idea uzyskała wsparcie polityków.

Czas również zacząć w praktyce wdrażać ustalenia dotyczące imigracji. W tym przypadku sugerowałbym jednak czerpanie z doświadczeń wielu państw, które otwarcie rynków pracy przypłaciły problemami. Dlatego priorytetem musi być połączenie polityki imigracyjnej z integracyjną. W praktyce oznacza to, że skala imigracji byłaby uzależniona od możliwości absorpcyjnych rynku pracy i społeczeństwa. I to nie w krótkim, ale długim okresie.

Czas na nowe myślenie

Powyższe cztery filary to tylko przykłady. Wydają mi się one jednak kluczowe dla nowego myślenia o rynku pracy. Bez niego wyjście z obecnego klinczu nie wydaje mi się możliwe. Pytanie tylko – mam nadzieję, że tym razem nie retoryczne – czy są wśród nas politycy gotowi podjąć poważną dyskusję na te tematy.

*Maciej Duszczyk – jest doktorem habilitowanym, pracuje w Instytucie Polityki Społecznej na Uniwersytecie Warszawskim

Tekst opublikowany na: instytutobywatelski.pl

Zajmuje nas: społeczeństwo obywatelskie, demokracja, gospodarka, miasta, energetyka. Nasze motto to "Myślimy by działać, działamy by zmieniać".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka